„Mówią, że jestem szalony” Rozmowa z Łukaszem Poźniakiem
Tysiące przebytych kilometrów w podróży po świecie. Patrząc na to z zewnątrz można zazdrościć takiego życia i poznawania tego co dla nas nieznane. Jadąc do Pastuchowa na spotkanie z Panem Łukaszem Poźniakiem myślałem o ciekawym wywiadzie w konwencji wakacyjnej. Rozmowa przybrała jednak nie oczekiwanie głębsze tony, pokazujące blaski i cienie takiego życia. Zapraszam do zapoznania się z tą bardzo ciekawą opowieścią o życiu w podroży
Jadąc do Pana Łukasza Poźniaka, pochodzącego z Pastuchowa wiedziałem, że odbył niedawno podróż rowerową do Turcji. Uznałem, że to ciekawa historia w sam raz pasująca do wakacyjnego okresu, kiedy wielu z nas podróżuje w zmożony sposób. Przywitała mnie bardzo ciekawa osoba, nie bojąca się mówić o swoim życiu w prawdziwych barwach. Był to wstęp do rozmowy, która przybrała w pewnym momencie zupełnie inny kierunek niż zakładałem. Kierunek, który wydaje mi się pokazał jakąś prawdę, która dodaje do tej opowieści dużo więcej intensywności i bez której ta opowieść była by nie pełna.
Wielu z nas patrząc na zdjęcia z dalekich krajów, na filmiki, czy opowieści z tym związane zazdrości i myśli o wspaniałych przygodach, poznawaniu pięknych terenów itd. Kryje się za tym jednak cos głębszego, czego nie widać na jednym kadrze zdjęcia z pięknym morzem w tle. To tysiące kilometrów o własnych siłach, niepewność tego co może nas spotkać, wiele tygodni często w namiocie bez bieżącej wody i wygodnego łóżka. Kiedy wielu z nas po jednodniowej wycieczce ma na drugi dzień dość tego co przeżył wcześniej bo bolą go nogi, osoba która jest w podróży musi iść, czy jechać dalej, aby móc zobaczyć więcej, i tak przez wiele tygodni. Wielu z nas marzy o czymś, nie znając prawdziwej ceny jaką trzeba za te marzenia zapłacić.
Sam prywatnie lubię podróżować i poznawać, to normalne. Nigdy jednak nie robiłem tego w taki sposób jaki robi to Pan Łukasz. Po skończonej rozmowie o jego życiu musiałem wszystko sobie przemyśleć i przetrawić. Nie wszystko rozumiałem, nie wszystko mieściło się w moim postrzeganiu świata. Zrozumiałem jednak, że myślę jak przeciętny człowiek, że każdy odkrywca, każdy kto jest ciekawy musi być jak bohater mojej rozmowy. Bez tych przymiotów tylko by marzył nie spełniając niczego i nie dając niczego innym. Odkrywców było i jest stosunkowo mało, bo mało ludzi potrafi odważyć się i postawić swoje życie w takiej konfiguracji. To wymykanie się przeciętności dzieje się w naszej gminie, w małym Pastuchowie, gdzie mieszka wielki człowiek, który ma swoje cele a wszystkie konsekwencje z tym związane bierze na siebie bez cienia żalu. Jest w tym coś awanturniczego, romantycznego z czym nie mamy do czynienia na co dzień. To ciekawa lekcja dla każdego kto również chciałby w ten sposób żyć, aby zrozumiał jak ciekawe może być takie życie, ale także co jest z tym związane jeżeli chodzi o wyrzeczenia. Zapraszam do zapoznania się z rozmową z Panem Łukaszem Poźniakiem, pochodzącym z Pastuchowa:
– Skąd odwaga, żeby rzucić wszystko i podróżować?. To nie takie proste, aby wyrzec się stabilizacji i ruszyć przed siebie
Nigdy nie rozpatrywałem tego jako odwaga. Od pewnego czasu żyję pracując rok, drugi rok podróżując. Koniec końców uważam, że praca zawsze się znajdzie i nie raz tak robiłem.
– I nie dopadają cię czasami myśli o ustatkowanym życiu? W końcu pomiędzy chęcią podróżowania, odkrywania i stabilnym normalnym egzystowaniem jest przestrzeń, która pozwala to wszystko pogodzić. Ty można powiedzieć postawiłeś wszystko na przygodę.
To fakt. Nie raz zdarza się, że dopadają mnie takie myśli. Może normalna praca, kredyt, dom. Przecież swoje już zobaczyłem. Zaraz jednak myślę, że póki co to nie dla mnie i być może nudził bym się takim życiem. Swoją drogą próbowałem już w ten sposób. Dwa lata temu poleciałem na Wyspy Kanaryjskie i trzy miesiące chodziłem po tamtejszych górach. Kiedy wracałem poczułem właśnie chęć normalnego życia. Wróciłem do Holandii, gdzie wcześniej pracowałem i od razu dostałem umowę na rok. Okazało się, że nie wytrzymałem nawet dziesięciu miesięcy. Ruszyłem dalej
– Skąd pasja do podróży? Do tego typu podróży, które nie są normą jeżeli chodzi o zwykłego człowieka? Gdzie szukać źródła tego wszystkiego?
Podróżować i odkrywać lubiłem zawsze. Można jednak powiedzieć, że to wszystko o czym teraz mówimy zaczęło się w 2016 roku. Sprawy osobiste zmusiły mnie do jakiegoś działania, do zmiany. Musiałem podjąć jakieś decyzje, które coś odmienią. Kupiłem bilet do Gwatemali. Miałem trzy dni żeby się spakować i polecieć na trzy miesiące.
– Poleciałeś do Gwatemali?
Tak do Gwatemali. Nigdy wcześniej nie spędziłem takich trzech miesięcy i to dało mi do myślenia.
– Muszę o to zapytać. Powiedziałeś o sprawach osobistych, o chęci zmiany, poznania czegoś nowego. Przeciętny człowiek myśląc o zmianie otoczenia będąc w Holandii tak jak ty, pomyślałby, że może spróbuje w Niemczech, może w Anglii. Ty kupiłeś bilet do Gwatemali (Gwatemala – Państwo w Ameryce Środkowej) Skąd przyszło Ci to do głowy?
Zawsze chciałem nauczyć się języka hiszpańskiego. Kilka lat wcześniej w gazecie National Geographic czytałem o najlepszych szkołach języka hiszpańskiego na świecie. Wyszczególniono tam m.in. szkoły w Gwatemali. Spisałem adres jednej ze szkół i kupiłem bilet. Jadąc tam znałem kilka podstawowych słówek po hiszpańsku. Wróciłem władając biegle po hiszpańsku
– Idźmy po kolei. Poleciałeś do Gwatemali. Co było dalej?
Wsiadłem do samolotu i poleciałem do Gwatemali. Wysiadłem na lotnisku w Antigua. Pamiętam, że po wyjściu z lotniska moim oczom ukazał się wielki wulkan. Wsiadłem w mały busik, który podwoził do miasta. Kiedy z niego wysiadałem, pomyślałem, że teraz dopiero się zaczyna. Tak naprawdę plan miałem ułożony do lądowania w Gwatemali, ale co potem? Udało mi się znaleźć jakiś hostel, potem odnalazłem szkołę językową. Uczyłem się w niej sześć tygodni, potem przeniosłem się nad jezioro Atitlán. Tam nawiedziło mnie pierwsze trzęsienie ziemi, tam też chodziłem przez parę tygodni pieszo po górach poznając bliżej ten kraj i tą kulturę
– Polak, Europejczyk poleciał przez ocean do wcale nie oczywistego kraju jakim jest Gwatemala. To musiał być spory skok kulturowy, cywilizacyjny.
Zdecydowanie. To zderzenie było dla mnie bardzo duże. Swoja drogą dopiero na miejscu dowiedziałem się, że Gwatemala jest jednym z naj niebezpieczniejszych krajów w Ameryce Środkowej. Większość domów z zakratowanymi oknami, przy sklepach żołnierze, policjanci z długą bronią. Dopiero nauczycielka w szkole językowej zaczęła mi tłumaczyć gdzie mogę chodzić a gdzie nie. Na szczęście nic mi się nie stało. Inną sprawą jest to, że ten wyjazd pokazał mi również, że nie ma się czego bać, że wystarczy przełamać barierę pewnego niepokoju.
– Po powrocie z Gwatemali pomyślałeś, że spełniłeś już swoje marzenia?
Tak, wtedy nawet wróciłem do Polski tęskniąc może za stabilizacją. Poczułem jednak coraz bardziej myśląc o tym, ze to nie dla mnie na tym etapie. Wróciłem do Holandii. Tam przypomniałem sobie o swoim innym marzeniu – przejściu szlaku Pacific Crest Trail w USA. To jeden z najdłuższych szlaków w USA liczący 4265 kilometrów spod granicy Meksykańskiej do granicy Kanadyjskiej. Żeby przejść ten szlak potrzebne jest specjalne pozwolenie. Władze amerykańskie kontrolują takie przejścia szlaku z konkretną liczbą osób, aby nie szkodzić tamtejszej naturze. Wystałem swoje w kolejce i dostałem odpowiednie pozwolenie. Szlak miałem rozpocząć 31 marca, dokładnie w swoje urodziny. W lutym zwolniłem się z pracy, przyleciałem do Polski i wtedy wybuchł koronawirus.
– Wszystkie plany dopadła rzeczywistość…
Miałem jeszcze wtedy po cichu nadzieję. To był początek tego wszystkiego i nie wiadomo było jak ma to wyglądać. Zamknęli jednak granicę. Utknąłem w Polsce na kilka miesięcy. W lipcu zacząłem sprawdzać, które kraje są otwarte. Okazało się, że można pojechać do Szwecji. Spakowałem sakwy, wziąłem rower i w drogę. Pociągiem do Świnoujścia, potem promem do Szwecji. Tam dwa tygodnie jeździłem po całym kraju. Trochę mnie tam zmoczyło bo sporo padało.
– Jak wyglądały kwestie noclegowe?
Namiot i śpiwór – wyłącznie. Nie korzystałem z żadnych hoteli, czy hosteli. To była moja pierwsza wyprawa rowerowa, która sporo mnie nauczyła choćby pod względem ekwipunku. Dwa tygodnie jechałem w deszczu. Nie miałem gdzie się wysuszyć. Wszystko co miałem było cały czas mokre. Zdecydowałem się o zakończeniu wyprawy.
– Co po powrocie z wyprawy ze Szwecji?
Wróciłem do Polski, pobyłem jeszcze trochę w domu i wróciłem do Holandii (śmiech). Tam pracowałem 10 miesięcy. Wtedy zacząłem planować kolejną wyprawę – rowerem do Turcji.
– Wsiadłeś na rower, tu w Pastuchowie i pojechałeś do Turcji?
Dokładnie (śmiech)
– Jak wyglądał przebieg trasy?
Najpierw Austria, Węgry, Północna Chorwacja, Przecisnąłem się przez Bośnię i Hercegowinę, wróciłem znowu do Chorwacji tym razem południowej na Makarską, znowu Bośnia, potem Czarnogóra, Macedonia, Grecja i drogą lądową do Turcji
Ile zrobiłeś kilometrów podczas tej wyprawy?
3146 kilometrów
Ile czasu Ci to zajęło?
6 tygodni z tym, że zrobiłbym bym to szybciej, ale oprócz jazdy również zwiedzałem. W ciągu dnia średnio robiłem około 100 kilometrów trasy.
– Ile kosztuje taka wyprawa nie licząc oczywiście sprzętu, który musiałeś mieć typu rower itd.? Ile kosztowało te sześć tygodni..
Wiele osób myśli, że są to zawrotne pieniądze. Mówiąc o ostatniej podróży Myślę, że zamknąłem się w tysiącu euro. Wliczam w to całość czyli hostele, jedzenie i itd. Miałem swój gaz, więc gotowałem sobie oszczędzając na restauracjach, woda była często za darmo. Tak więc myślę, że nie są to sumy, które zwalają z nóg.
– Odnoszę wrażenie, że cała nasza rozmowa może być odebrana jako opowieść o ciekawych przygodach nie niosących za sobą żadnych konsekwencji. Opowieści, publikowane zdjęcia na pewno są atrakcyjne, nie mówią jednak całej prawdy o trudach jakie musi przechodzić człowiek, który podjął się zwiedzania świata w ten sposób. Co czuje człowiek, który jest zmęczony codzienną trasą, ale musi iść dalej, aby osiągnąć założony cel?
– To trudne pytanie, i nie można na nie odpowiedzieć w jeden sposób, ponieważ to wszystko zależy od sytuacji. Boli nie raz, są momenty, kiedy człowiek zadaje sobie pytanie po co to robi i nie ma na to dobrej odpowiedzi. Ja zawsze kiedy dopadają mnie takie myśli odpowiadam sam sobie – „Łukasz a co innego będziesz robić? Wrócisz do zwykłego życia?” mi to pomaga. Następna sprawa jest taka, że staram się żyć w trasie teraźniejszością. Podziwiać, chłonąć. Często łapałem się, że za dużo wybiegam w przyszłość, myśląc na przykład co będzie jutro, jak będzie powiedzmy w Istambule nie zastanawiając się co jest teraz. Wydaje mi się, że tego typu sprawy są częścią trasy i trzeba się do tego przyzwyczaić.
– To co przeżyłeś podczas podróży nie zagwarantuje żadne biuro podróży. To nie weekendowa wycieczka, gdzie po ciekawych doświadczeniach wracamy szybko do ciepłego domu…
Być może dlatego wielu ludzi fascynuje się takim życiem nie chcąc go doświadczyć. Zyskujemy coś, jednocześnie coś tracąc
– Opowiadasz o podróżach, które odbywasz samotnie. O czym myśli człowiek kiedy któryś dzień z rzędu jest sam, często po za jakąkolwiek cywilizacją. Pomyślałeś już co zjesz na obiad, gdzie będziesz spać, nasyciłeś się widokami, a co dalej? Co z resztą czasu i myślami?
(chwila milczenia) tato mojego kolegi, kiedy opowiadałem o swoich podróżach powiedział kiedyś pół żartem, pół serio, że on zwariowałby sam ze sobą, że nikt normalny nie przebywa tyle w samotności i mnie nie rozumie. Mnie być może pomaga to, że z natury jestem introwertykiem. Powiem więcej w normalnym życiu czasami zabiegam wręcz o samotność. Wiem, że podczas takich wypraw samotność dla niektórych jest wrogiem, którego ciężko pokonać. Ja akurat znoszę to dobrze
– Co czuje człowiek kiedy wraca do domu po tak długim czasie z podróży?
Zawsze jest to euforia, szczęście. Lubię Pastuchów i lubię tu wracać, ale zawsze przychodzi ten moment, że człowiek myśli o kolejnej wyprawie.
– Podróż zmienia człowieka?
Tak, zdecydowanie. Z każdym powrotem czuję się bardziej dojrzalszy. Mniej we mnie lęku a więcej ciekawości
– Jak do tego wszystkiego podchodzi twoja rodzina? Nie prowadzisz przecież życia jak większość twoich rówieśników
Mówią, że jestem szalony. Ja jednak zawsze ceniłem sobie i cenię wolność. Nie mam typowych obowiązków jak moi rówieśnicy takich jak dom, kredyty, rodzina i przez to mogę sobie powiedzieć na przykład podczas podróży, że zostaje bo mi się tu podoba.
– A nie jest to czasami ucieczka od rzeczywistości?
Jest. Wiem, że jest. Jestem jednak dobrym obserwatorem i widzę, że przeciętność w jednym miejscu to nic dobrego. Wiele osób mi mówi, że potrzebuje po prostu adrenaliny, tylko że podczas wypraw nie odczuwam jej. Czuje po prostu, że jestem wolny
– Co będzie kiedy będziesz musiał skończyć z podróżami? Dziś nie myślimy o wielu rzeczach, czas jednak biegnie szybko.
Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym. Teraz podczas ostatniej podróży zatrzymałem się w jednym z hosteli w Czarnogórze . Poznałem tam jednego Polaka – Piotra. Kiedyś był cyrkowcem, dziś ma siedemdziesiąt sześć lat. Kiedy wyciągnął namiot, gdzie miał pozaznaczane swoje wędrówki, jak zaczął opowiadać o swoich przygodach które przeżył to pomyślałem, że chciałbym móc to samo opowiedzieć w jego wieku.
– I uważasz, że Piotr jest szczęśliwy?
Nie wiem czy użyłbym akurat tego słowa, ale na pewno nie prowadzi monotonnego życia. Nie chciałbym popatrzeć wstecz i powiedzieć, że zmarnowałem życie, że poświęcałem się pracy kosztem samego siebie.
– A co jeśli podczas kolejnej z rzędu wyprawy zobaczysz, że nie skupiałeś się na tym co jest ważne dla Ciebie na danym momencie i nie jesteś w stanie tego cofnąć?
Staram się nie żałować niczego co mnie spotkało w życiu. Nawet te momenty, które były przykre doprowadziły mnie tu gdzie teraz jestem, więc podejdę do tego jak zawsze. Tak myślę.
– Bierzesz pod uwagę, że coś na trasie może Cię tak zainteresować, że zostaniesz tam na dłużej?
Tak, nawet chciałbym czegoś takie zaznać. Jest wiele wariantów, możliwości. Niczego nie wykluczam
– Rozmawiając z Tobą cały czas mam poczucie, że poprzez podróże o których opowiadasz szukasz swojego miejsca na ziemi. Te wszystkie państwa, przygody, krajobrazy są mimo wszystko dodatkiem do poszukiwania.
Ktoś już powiedział mi to samo, że poszukuje swojego miejsca. Na początku nie rozumiałem tego, ale dziś myślę, że coś w tym jest
– Jakie plany na przyszłość?
Mam dwa kierunki, które chciałbym odbyć. Pierwszy i najprawdopodobniej ruszę na niego we wrześniu, to Ameryka Południowa z rowerem. Chciałbym spędzić tam całą zimę. Zaczął bym w Chile, meta byłaby aż w Wenezueli.
A drugi kierunek?
Azja. Chciałbym polecieć do Tajlandii. Stamtąd pętla – Birma, Laos, Wietnam, Kambodża i z powrotem do Tajlandii.
– Jak myślisz uda Ci się zwiedzić cały świat (śmiech)
Powiem tak, myślę, że te kierunki, które sobie wyznaczam na przyszłość są realnie do zrobienia (śmiech)
Dziękuje za rozmowę.