Zbyt dużo nas umiera. Znak czasu – odchodzenie w samotności
Aktualna umieralność w Polsce mierzona jest na poziomie największym od zakończenia II wojny światowej. Wskazana tendencja niestety nie omija również naszej gminy.
Wielu z nas, często dla pocieszenia samego siebie mawia, że „każdy kiedyś umrze”, czy „na coś trzeba umrzeć”. Łatwo wypowiada się takie słowa, kiedy wspomniana wizja jest jeszcze kwestią odległą. Trudniej wypowiada się te sprawy, kiedy mamy poczucie, że śmierć krąży wokół każdego z nas z siłą, którą wielu dotąd nie pamięta.
Jakkolwiek nie patrzylibyśmy na aktualne czasy i obecną epidemię, trzeba uczciwie spojrzeć na niepokojącą tendencję, która wkroczyła w bramy naszego świata dwa lata temu w zmorzonej wielkości, a mianowicie umieralności naszego społeczeństwa. Jest to w moim przekonaniu poważna sprawa z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na samo odchodzenie naszych mieszkańców, ale także naszego coraz mniej nachalnego stosunku do tych spraw.
Aktualna umieralność w Polsce mierzona jest na poziomie największym od zakończenia II wojny światowej. Wskazana tendencja niestety nie omija również naszej gminy. Składa się na to bardzo wiele czynników, które są pochodnymi właśnie epidemii, która nas dosięgnęła dwa lata temu – między innymi przerzucenie wszystkich sił na walkę z covid -19, gdzie inne choroby i pacjenci zmuszeni są na czekanie na odpowiedni czas.
Można śmiało poddać pod dyskusję tezę, że każdy z nas potrafi przytoczyć przykład ze swojego otoczenia (rodziny, znajomych, sąsiadów), którzy odeszli zbyt wcześniej w tym właśnie okresie. Obrazowo patrząc na sprawę każdy z nas dostrzega również zwiększoną ilość nekrologów w naszej gminie w stosunku do czasu przed pandemicznego. Robiło to na nas wrażenie. Wielu mieszkańców wspominało młody wiek, czy dramaty rodzin gdzie starsi rodzice odchodzili w bardzo krótkim odstępie czasu. Wskazany już obraz wielu nekrologów obok siebie był obrazem, który wielu przygnębiał i zmuszał do refleksji nad kruchością życia.
Mimo nie malejącej ilości zgonów nasze społeczeństwo po dwóch latach niejako uodporniło się na te kwestie, i to co było dla nas wcześniej szokiem, dziś po mału staje się codziennością. Można wyciągać z tego pozytywne strony, gdzie taka postawa pozwala dalej funkcjonować i żyć bez psychicznego balastu. Jest jednak przy tym druga strona, wynikająca wprost z naszego człowieczeństwa, gdzie nasz stosunek do spraw ostatecznych i śmierci osłabł, co przy utrzymującym się dalej kursie może mieć swoje konsekwencje na przyszłość. Wolimy nie myśleć, że ludzie często odchodzą w samotności, bez rodziny, bez kontaktu z kapłanem, który dla wielu jest ważną sprawą przy przejściu „po odebranie swojej nagrody”. Ile w końcu odbyło się pogrzebów, ostatnich pożegnań bez należnej oprawy, przy niepełnej rodzinie, która nie mogła się zgromadzić ze względu na ograniczenia.
Trwamy w tym i nie wiadomo, kiedy obecna sytuacja odzyska kontrolę względem tego przygnębiającego faktu. Musimy żyć i funkcjonować, ale nie możemy przechodzić obojętnie wobec tych tragedii. Nasza gmina nie wygląda już tak samo, nawet nie ze względu na ilość zmarłych, bo to tylko liczba. Ale osób, które realnie, dużo wnosiło do naszej społeczności. Były to często rzeczy bardzo ludzkie jak choćby zwykłe „dzień dobry”, ale którego już nie usłyszymy. Wspomnijmy o tych ludziach, choćby w myślach i pamiętajmy o kruchości naszego istnienia.
foto: cmentarz Jaworzyna Śląska