O ikonie jaworzyńskiego nauczycielstwa Leonardzie Rzewuskim
Leonard Rzewuski, nauczyciel służący przez 52 lata. Wychowawca wielu pokoleń naszych mieszkańców. Życiorys bardzo polski, który można „jeść łyżkami”.
To jaworzyńska postać, która na pewno jest żywa i obecna w świadomości wielu naszych mieszkańców. Nie wiedzieć czemu nie mówi się o niej jednak głośno, nie stawia się jej oficjalnie za wzór, co jest wielkim błędem. To historia człowieka, którego nauczycielstwo pochłonęło bez reszty i mimo wielu przeciwności losu nie potrafił bez tego żyć.
Leonard Rzewuski urodził się w 1901 r. na Syberii w rodzinie szlacheckiej z tradycjami, która została tam zesłana za swój patriotyzm. Wolna, niepodległa Polska była dla niego darem, który potrafił szanować wiedząc, że oświata jest kluczem do prężnego rozwoju nowo narodzonego państwa.
Podczas okupacji był nauczycielem polskiej młodzieży w konspiracji. Wiedząc, że czyha na niego Gestapo uciekł w białostockie lasy i tam przystąpił do Armii Krajowej, gdzie dzielnie walczył. Rozumiejąc specyfikę nadchodzącego drugiego, sowieckiego okupanta nie godził się z nowo powstającym układem sił i nie poddał mu się. Mimo wszystko zostaje zdekonspirowany, co przypłacił ciężkim śledztwem w białostockim Urzędzie Bezpieczeństwa. Mimo tortur, nie wydał nikogo. Po siedmiomiesięcznym śledztwie został wypuszczony.
Wycieńczony, ale w ciągłej gotowości do ponownego aresztowania uciekał na drugi koniec Polski, na Ziemie Odzyskane. Tak trafił do Jaworzyny Śląskiej. Leonard Rzewuski był wieloletnim dyrektorem Szkoły Podstawowej w Jaworzynie Śląskiej. Mimo takiego stanowiska nigdy nie wstąpił do PZPR. Były zakusy odwoływania go, nigdy jednak nie udawało się to, dzięki wsparciu rodziców i mieszkańców. Nikt nie wyobrażał sobie, aby ktoś inny mógł kształtować ówczesne dzieci.
Leonard Rzewuski prowadził naszą młodzież wzorcowo, co było piękną laurką dla naszego miasta. Dzieci w naszej szkole mogły stanowić o sobie i gospodarować dzięki utworzonym sejmikom, przy których pomagali nauczyciele. Był, można powiedzieć, prekursorem metody, aby dzieci słabsze rozwojowo nie oddawać do szkół specjalnych, tylko weryfikować materiał i uczyć go w małych grupkach. Metoda przynosiła efekty co niejednokrotnie podkreślano.
Uczył do 70 roku życia. Kiedy zmarł, kondukt żałobny prowadzony ze szkoły na cmentarz nie miał końca. Żegnało go całe miasto. Każdy miał indywidualną potrzebę pożegnania go na swój sposób.
Czy dziś znajdziemy takie osoby? Czy są wśród nas tacy ludzie, którzy cieszyliby się takim szacunkiem mieszkańców? Oddanie, pasja, a przede wszystkim powołanie dały mu furtkę do nieśmiertelności w naszych pamięciach. Kultywujmy to.
Na koniec mała anegdotka. Leonard Rzewuski zapytany jak wychować dzieci, odpowiedział – to takie trudne i proste. Trudne bo trzeba zaczynać od siebie, a potem jest już łatwe.
Marcin Burski
Źródło: artykuł córki Pana Rzewuskiego opublikowany w gazecie „U nas” nr 47
foto: nk.pl, Wieści Gminne