Jak to było z Panem Brodowskim

Za nami trzy części wywiadu z Panem Władysławem Brodowskim ps. „Góral”. Jak wyglądały te spotkania i czego nie przeczytaliśmy w tekstach?

Trzy części wywiadu z Panem Władysławem o tragedii mieszkańców Wołynia spotkały się bardzo miłym przyjęciem. Dostawałem wiele ciepłych słów i podziękowań za pracę jaką włożyłem oraz poniesiony trud spisania tych wszystkich faktów. Muszę jednak powiedzieć, że same spotkania przy rozmowach z naszym bohaterem były niemniej ciekawe i dziś kilka słów właśnie o nich.

Samo zabieganie o tą rozmowę było żmudną drogą i pewnie nie odbyłaby się ona bez pomocy Pana Tadeusza Grabowskiego i Mariana Kowalika (prezesa koła przyjaciół AK w Świdnicy). Kiedy w końcu doszło do spotkania Pan Władysław nie był szczególnie otwarty na rozmowę. Twierdził, że ten okres jest za nim i nie chce do tego wracać. Zgodził się jednak po namowach. Na początku był ostrożny, z czasem jednak otworzył się i każdy przyjazd do niego był czymś nowym i ciekawym.

 

 

Do Pana Władysława jeździłem około roku z przerwami. Były to 2-3 godzinne spotkania, podczas których opowiadał o całym swoim życiu. Pamiętam jak po pierwszym spotkaniu nie mógł spać przez dwie noce, ponieważ wszystko w nim odżyło i próbował to w sobie jakoś poukładać. Twierdził, że jest to jego ostatnie rozliczenie z tym co było, ponieważ na więcej nie ma sił i chce powiedzieć maksymalnie dużo, aby zostało to po nim.

Rozmowy nie skończyły się na tym etapie, gdzie skończył się publikowany wywiad. Pan Władysław po wojnie działał w WIN (Wolność i Niezawisłość), organizacji niepodległościowej walczącej z nową sowiecką tyranią. Prosił jednak, aby tego wątku nie poruszać ze względu, jak to powiedział, na niedostateczne jeszcze zrozumienie tamtego i okresu i tego, co się wtedy działo. Muszę przyznać, że opowieści Pana Władysława o okresie powojennym były bardzo ciekawe i rzucały nowe światło na kwestie szczególnie Żołnierzy Wyklętych.

Bywały okresy kiedy Pan Władysław rozumiejąc swój wiek podczas spotkań potrafił zbaczać z wątku historycznego i przez całe spotkanie mówić o swoim stosunku do śmierci czy komentować współczesność pod kątem swoich przeżyć.

Zawsze kiedy jeździłem do Pana Władysława, punkt 13:00 stał w drzwiach i czekał na umówione spotkanie. Zaczynało się od narzekania na samopoczucie, gdzie po chwili pytał na czym skończyliśmy i wszystkie bolączki odchodziły „jak ręką odjął”. Sam łapałem się na tym, jaka połączyła nas więź, ponieważ ja również wyczekiwałem tych spotkań, aby móc z nim obcować.

W moim wspomnieniu o tym okresie będę przed oczami widzieć siedzącą pod oknem postać starszego mężczyzny podpartego laską, który ma niesamowicie świeży umysł, co nieczęsto zdarza się w tym wieku. Jak sam Pan Władysław stwierdził, nikt nie dowiedział się tyle o nim, co ja. Nawet jego dzieci. Za to jestem mu wdzięczny. Dało mi to niesamowitą lekcję życia.

Marcin Burski

foto: rękopisy notatek Pana Władysława Brodowskiego

Marcin Burski

Redaktor Wieści Gminnych Jaworzyna Śląska

Dodaj komentarz