O zrujnowanym pałacu w Milikowicach
Jakiś czas temu pisaliśmy na naszej stronie o romantycznym parku w Milikowicach Górnych. Dziś kilka słów o bardziej znanym obiekcie, bo widocznym z głównej drogi – neoklasycystycznym pałacu w Milikowicach i przyległych do niego obiektach.
Na granicy Milikowic i Witkowa (tuż przy oddzielających je tablicach) widać z drogi tajemnicze ruiny, które na stałe wpisały się w krajobraz Milikowic. To obiekt powszechnie znany, choć mało się o nim mówi. Być może dlatego, że niewiele o nim wiadomo. Wejdźmy w plątaninę krzaków, jakie otaczają tą budowlę i powiedzmy o niej kilka słów.
Patrząc na zdjęcia tego obiektu w internecie i przyjeżdżając na własny rekonesans w terenie można się rozczarować. Gęste krzaki i pokrzywy, które uniemożliwiają swobodne podejście, a później zrobienie jakiegoś sensownego zdjęcia odstraszają, co z jednej strony pozwala mu na trwanie bez specjalnej bytności człowieka, ale tym samym popada w coraz większe zapomnienie.
Na początek krótki rys historyczny obiektu. Pałac był letnią rezydencją króla Friedricha Wilhelma III. Maximilian Leopold z rodu Reibnitz zlecił jego budowę w pierwszej połowie XVIII wieku. Obiekt pierwotnie został wzniesiony w oparciu o styl barokowy. Nieco później budowla trafiała w ręce Karla Friedricha z rodu Kottwitz, następnie Gottloba z rodu Richthofen, kolejno Friedricha Wilhelma z rodu Kalckreuth oraz Grafa Neidhardta z rodu Gneisenau. Ten ostatni przebudował pałac w stylu klasycystycznym jak czyniono powszechnie w tamtym czasie. Po rodzinie Gniesenau, pałac kupił król Friedrich Wilhelm III. W roku 1840 nowy właściciel kazał przebudować pałac na styl neogotycki, jednak podczas remontu, architekt Friedrich August, wielokrotnie zmieniał jego plany, co odbiło się na jego niejednoznacznym wyglądzie, jeżeli chodzi o przypisanie go do konkretnego stylu. Pałac został uszkodzony w okresie I wojny światowej. Odbudowany w miarę możliwości funkcjonował jeszcze po II wojnie. Należał do PGR jak większość takich obiektów w tamtym czasie i był w nim klub, przedszkole i podobno nawet kino. Jak ono funkcjonowało, ciężko powiedzieć. W ruinę jaką widzimy dziś zaczął popadać dopiero w latach 70-tych XX w., gdy z braku funduszy zawaliła się część nieremontowanego dachu.
Dziś podchodząc pod pałac ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że jeden nierozważny ruch może spowodować jego dalsze zawalenie. W głębi parku tuż za nim znajduje się nieznanego zastosowania przybudówka, która jest w podobnym stanie.
Pałac otacza 16 hektarowy park, któremu dziś ciężko nadać taką nazwę. Kiedyś był to romantyczny zakątek, z alejkami, ciekami wodnymi, czy oczkami wodnymi. Czasy swojej świetności ma jednak już dawno za sobą.
Jak dziś to wygląda? Plątanina wszystkiego co zielone o tej porze roku uniemożliwia jakiekolwiek swobodne zwiedzanie tego miejsca. Dziś to puszcza, w której tylko co jakiś czas widać ślady dawnego użytkowania tego miejsca. Są tu porobione przepusty, rowy, resztki mostków, wolne przestrzenie w niektórych miejscach bez śladu wycinki drzew czy pryzmy ziemi, które kiedyś spełniały swoją rolę. Widać w tym chaosie, że miejsce to miało swój charakter.
Jako ciekawostkę warto podać, że podczas przechadzania się po tym tajemniczym miejscu, w środku dawnego parku, na starych, wielkich bukach widać wyryte daty: 1901, 1945 (tak udało mi się odszyfrować).
Jedynym miejscem, które kojarzy się z pałacem, a ocalało w niezłym stanie, to znajdujący się po drugiej stronie drogi dzisiejszy majątek ziemski, który kiedyś należał właśnie do tego pałacu i był jego folwarkiem. Na jednym z jego budynków znajduje się tablica z napisem: „FERDINAND BRAUN MDCCCLXXXIV”
Pałac w Milikowicach to dziś prawdopodobnie własność prywatna, która widać, że ciągle próbuje opierać się zębowi czasu i zniszczeń, ale walka ta długo może nie potrwać. Zwiedzanie czy obejrzenie tego miejsca jest mocno utrudnione i miejscami niebezpieczne. Wydaje się, że najbardziej sensowym jest wybrać się tam w porze zimowej, aby cokolwiek zobaczyć, chociaż jak powtarzam nie ma tam dziś nic, co mogłoby realnie zainteresować, a ruiny są w stanie, który w każdej chwili może przynieść nieszczęście.
Pałac mimo upływu lat i zniszczeń nadal trwa i w jakiś sposób jest na stałe związany z Milikowicami. Każdy z nas kojarzy go choćby z widzenia. Pisząc o takich sprawach zawsze ubolewam nad stanem takich zabytków, które są przecież dziedzictwem naszej Gminy. Być może kiedyś nasza wrażliwość wyostrzy się na takie rzeczy i zaczniemy doceniać to, co nam pozostawiono pod opiekę. To ważna kwestia, o której zawsze trzeba wspominać, aby to co my pozostawimy po sobie również nie poszło w niwecz.
Marcin Burski
foto: Wieści Gminne