Życie wymalowane na szlaku. Rozmowa z Panem Bolesław Morylem, prezesem Koła PTTK „Żarodreptaki” Żarów

Pan Bolesław Moryl – dziś mieszkaniec Jaworzyny Śląskiej, kiedyś długoletni mieszkaniec Żarowa i Piotrowic Świdnickich. Od 1970 roku prowadzi w Żarowie koło PTTK (Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze). Zapraszam do rozmowy z panem Bolesławem o pasji do gór, turystyki i umiłowaniu natury.

Turystyka przechodzi aktualnie zdecydowanie swój renesans. W naszym regionie pozwalają na to Sudety, które dają nam dużo możliwości do poznawania tego co jeszcze przed nami nie odkryte. Mamy samochody, producenci w branży turystycznej podsuwają nam co rusz nowe rozwiązania odzieżowe czy sprzętowe, które dają nam większą swobodę w podróżowaniu. Trzeba tu również dodać, że sama baza turystyczna znacznie powiększyła się, atrakcji jest coraz więcej co daje nam dużo większe możliwości niż kiedyś. Sumując to wszystko ze sobą dostajemy mieszankę, która pozwala na zdobywanie, odkrywanie, w niektórych przypadkach nawet bicie różnych rekordów przez zwykłe osoby, które na co dzień zajmują się zupełnie innymi sprawami. Odwróćmy jednak tą optykę i wyobraźmy sobie brak samochodu i jazdę pociągiem a potem przesiadki w kilku autobusach z ciężkim plecakiem żeby gdziekolwiek dojechać. Kiedy chcemy zrobić dłuższy wypad nie mamy odpowiedniej odzieży, wspaniałych śpiworów. Zamiast tego nosimy w plecaku ciężki wełniany koc, aby przykryć się nim w nocy pod gołym niebem. Czy takie trudności nie odstraszały by co niektórych dzisiejszych turystów? Czy nasza chęć zdobywania nie osłabła by? Zapraszam do rozmowy z człowiekiem, który rozumiał góry właśnie wtedy, kiedy nie dawały tyle dostępności i trzeba było coś poświęcić, aby wkraść się w ich świat.

– Ma Pan swoje ulubione miejsce w górach do którego lubi wracać, gdzie czuje się najlepiej?

Zdecydowanie Samotnia nad Małym Stawem, w Kotle Małego Stawu w Karkonoszach.

– Skąd u Pana pasja do gór, do chodzenia, do odkrywania? Nie było to tak oczywiste zainteresowanie w czasach kiedy Pan zaczynał?

Wszystko to, to spadek po tacie, który zaszczepił we mnie tego „bakcyla”. Pamiętam z dzieciństwa wycieczkę z ojcem na Ślęże, gdzie wybraliśmy się na rowerze. W drodze powrotnej, podczas zjazdu z góry ojciec połamał rower ( śmiech )

– Od kiedy na poważnie zaczął Pan chodzić po górach świadomie, z pasji?

Chodzenie na poważnie rozpocząłem od 1960 roku. W 1970 roku udało mi się założyć koło PTTK przy zakładzie w Żarowie, w którym pracowałem. Tak rozpoczęła się kolejna przygoda, dzięki której mogłem podzielić się tym co kocham z innymi ludźmi, którzy pokochali to również jak ja i chodzą po górach do dziś.

– Koło PTTK w Żarowie istnieje do dziś, i ma się dobrze…

Tak. Przez te wszystkie lata było jednak kilka zmian. W zakładzie po pewnym czasie rozpoczęło się szukanie oszczędności i turystyka przestała być już tak atrakcyjna. Dziś nie jest to koło przy zakładzie pracy, ale przy współpracy z gminą Żarów jako Koło PTTK „Żarodreptaki” Żarów. Mamy trzydziestu czynnych członków, organizujemy wspólne wyjazdy. Aktualnie jesteśmy przed wyborami zarządu na kolejną kadencję.

– Panie Bolesławie, działając w PTTK był Pan również znakarzem, czyli wyznaczył Pan szlaki turystyczne malując je na trasie. Jak wygląda to od tzw. kuchni ? Wielu z tych, którzy chodzą po szlakach są ciekawi jak powstają te trasy.

Tak, na trasie wyróżniamy cztery podstawowe kolory znaków turystycznych: czerwony, niebieski, czarny i zielony. Najpierw trzeba zgłosić chęć wyznaczenia takiego szlaku do odpowiednich instytucji, aby był on uwzględniony w mapach itd. Później zaczyna się typowe chodzenie. Trzeba przejść konkretną trasę, konkretne ścieżki, aby to połączyć, wyznaczyć. Plecak, farba, pędzel i malujemy później trasę, która pomaga turystom dojść do celu.

– Chodzenie po górach to nie jedyna aktywność jaką przejawiał Pan w kontakcie z nimi…

Owszem, zimą zawsze ruszam na narty. Dziś już tylko biegowe, ale kiedyś również zjazdowe. Zaliczyłem nawet zjazd z Kasprowego Wierchu w Tatrach. Może wydawać się to straszne, ale zawsze powtarzam, że prędkość to nie wszystko. Najważniejsze jest umieć balansować i zatrzymać się w odpowiednim momencie.

– Korona Gór Polskich, Korona Sudetów, przejście w naszych realiach Głównego Szlaku Sudeckiego im. Orłowicza na czas, który ciągnie się przez całe Sudety od Świeradowa Zdrój do Prudnika i liczy 440 kilometrów. Rekordy w zdobywaniu wydają się dziś nieodłączną częścią turystyki. Czy Pan również uczestniczył w tego typu sprawdzaniu się?

Nie, nigdy mi to nie imponowało. Po górach chodzi się, a nie lata. Umyka nam przez to wiele istotnych kwestii, które są ważne na szlaku. Mam znajomych, którzy to praktykują i stawiają sobie kolejne wyzwania. Ja jednak jak powtarzam, sam nigdy w tym nie uczestniczyłem. To nowa moda, która jest mi obca

– Co zatem widzi Pan w górach, że przez tyle lat nie zrezygnował z nich i nadal mimo wieku odkrywa je?

Przede wszystkim spokój, kontakt z naturą. Ten kto to poczuje, nie uwolni się od tego. Nie ma sensu ścigać się. Trzeba być i obcować z tym co jest dokoła nas. Ważna jest przy tym również sama ciekawość, która przy takim podejściu rozszerza znacznie nasze horyzonty.

– Co chciałby Pan przekazać jako doświadczony wędrowiec wszystkim tym, którzy chodzą po górach, albo mają chęć rozpocząć tą przygodę? Ma Pan dla nas jakieś rady?

Przede wszystkim chodzić dla przyjemności. Zawsze można przejść trzydzieści, czterdzieści kilometrów, tylko po co? Umyka nam wtedy co najważniejsze, czyli obcowanie z naturą, z krajobrazami, z historią danego miejsca. Po za tym podchodzić do każdej wędrówki jak do czegoś nowego. No i najważniejsze, nigdy nie bagatelizować natury. To podstawa.

Dziękuję za rozmowę

Marcin Burski

Redaktor Wieści Gminnych Jaworzyna Śląska

Dodaj komentarz