Młody „narybek ” ucieka, stary „plankton” zaciera ręce [OPINIA]

Po napisaniu tekstu o emigrantach w naszej gminie do redakcji Wieści odezwała się jedna z czytelniczek, obecnie żyjąca za granicą naszego kraju, z gorzką refleksją na temat tego co napisałem. Skłoniło mnie to większych przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić.

Jakiś czas temu „popełniłem” tekst na temat emigrantów z naszej gminy którzy musieli opuścić swoje domy, aby szukać lepszego życia po za granicami gminy i kraju. Temat wydaje się ważny i pomijany w publicznej debacie. Z tekstem można zapoznać się TUTAJ. Na kanwie tej sprawy pojawił się pewien głos, który jest mocny, ale pokazujący z czym tak naprawdę się borykamy i jak nie pewna przyszłość może nas czekać.

Do redakcji Wieści odezwała się jedna z czytelniczek, obecnie żyjąca poza granicą naszego kraju, z gorzką refleksją po tym jak przeczytała wspomniany wyżej artykuł. Mieszkanka napisała: ” Dzień Dobry. Chciałabym napisać parę słów apropo Pana artykułu o Polakach za granicą. Rozumiem, że chciał pan dobrze ale jestem mocno tym zdenerwowana. Wyjechałam za granicę w 2005 roku. Najpierw była Anglia, później Irlandia, aż w końcu mieszkam w Norwegii. Kiedy wyjeżdżałam było mi ciężko. Marazm w jakim żyłam wychowując się w Jaworzynie był nie do zniesienia. Przez te wszystkie lata, kiedy przyjeżdżam odwiedzić tutaj rodziców jest tak samo. Stanęliście w miejscu. te same osoby przy korycie, te same sklepy, te same problemy i brak perspektyw. Pisze pan, że zaprasza nas i że pamiętacie o nas. Do czego nas pan zaprasza? Gdyby nie rodzice, zostawiłabym tylko wspomnienie o żwirowni z lat młodości. Chciałam tutaj żyć, skończyłam szkołę, miałam swoje plany. Wszystko kończyło się kiedy zaliczałam ścianę tego miasta i ludzi którzy wami rządzą. Dziś mieszkam daleko stąd i jest mi dobrze. Rozwijam się, jestem szanowana. Tutaj nic mnie nie czeka. Proszę się na mnie nie gniewać. To nie pana wina… musiałam tylko to z z siebie wyrzucić. Każdy kto może niech stąd ucieka” (pisownia oryginalna).

Muszę przyznać, że po przeczytaniu tej wiadomości długo zastanawiałem się jak i czy w ogóle na nią odpisać. Nie wiedziałem jak się do tego ustosunkować. Żyjąc tutaj od urodzenia nie zawsze wszystko się widzi, jak ktoś kto robi to z daleka. Czasami dalsza perspektywa jest nam potrzebna, aby coś nam uzmysłowić. Zrozumiałem przy tym jak celne i jak ważne są słowa czytelniczki, i o jak ważnym problemie powiedziała, mimo, że nie zrobiła tego wprost.

Czytelniczka w swoim liście poruszyła wiele istotnych kwestii. Wypadałby omówić wszystkie, ja skupię jednak się na dwóch, które uważam za bardzo ważne w kontekście naszej wspólnoty. Po pierwsze brak wymian kadrowych w samorządzie, po drugie – słabe perspektywy na poprawę tego stanu rzeczy na przyszłość.

W ferworze dnia codziennego  nie zdajemy sobie sprawy z jak dużym odsetkiem emigracyjnym mierzymy się w naszej gminie. Skłania się na to wiele czynników. Chęć innego życia, zdobycia doświadczenia, obycia czy po prostu zmiany. Głównym czynnikiem motywacyjnym są tu jednak pieniądze. Do podjęcia takich kroków potrzebna jest odwaga, operatywność, znajomość języka czy wykształcenie, które może nam pomóc w znalezieniu lepszej pracy, jeżeli nie mogliśmy jej znaleźć w najbliższym otoczeniu. W taki sposób przez te wszystkie lata odpływał nam najlepszy „narybek”, które w miarę czasu mógłby konstruktywnie stanowić o przyszłości gminy, mógłby dawać światło na potrzebne zmiany, czy wnosić inny punkt widzenia, który mógłby być ożywczy. Młody człowiek był, chodził do szkoły, kształcił się, miał wyniki, uczestniczył w życiu gminy i nagle zniknął. Po czasie okazywało się, że wyjechał, aby szukać swojego miejsca na ziemi, ponieważ nasza lokalna rzeczywistość nie dawała mu oparcia. Osoby takie nigdy nie wracają skąd wyszły. Po czasie z gminą łączy ją tylko rodzina. Jest to stały schemat, który dotyczy nas również i teraz. Jeżeli widzimy kogoś obiecującego w swoim otoczeniu, możemy być pewni, że niedługo zniknie nam z horyzontu. Co jest takiego w naszej gminie, że nawet dzieci lokalnych notabli uciekają stąd?

Młody „narybek” ucieka, stary „plankton” zaciera ręce. Jeżeli nie ma konkurencji, nie ma obawy o utratę stanowisk, które są sufitem tych osób i muszą go trzymać za wszelką cenę, aby nie przepaść. Czytelniczka napisała: „Stanęliście w miejscu. te same osoby przy korycie, te same sklepy, te same problemy i brak perspektyw”. Biorąc pod uwagę tendencję, którą opisuje nie ma się czemu dziwić. Kto ma zapewnić świeżość? Radny Nazimek, trzydzieści lat w samorządzie? Burmistrz Grzegorzewicz, kończąc tą kadencję prawie jako „pełnoletni” burmistrz? Rzeczywistość poszła dawno na przód, my tkwimy w realiach lat 90-tych.  Nie ma tu mowy o wyjściu w przód, jeżeli pozwalamy na taką izolację. Niepokojące jest również to, że każda inna opcja w naszych realiach jest tłamszona w zarodku, aby utrzymać „stary ład”. Inni mogący coś pozytywnego wnieść przepatrując się temu wolą nie ryzykować i nie „brudzić się” nieczystymi metodami władzy.

Od pewnego czasu nasze władze musiały zacząć szukać kadry kierowniczej poza rogatkami naszej gminy, czego owocem jest na przykład wiceburmistrz pochodząca z Żarowa. Łączy ją z naszą gminą pensja i droga do pracy. Innego wspólnego mianownika nie znajdziemy tutaj. Kadra dawno opuściła naszą gminę, dziś układają sobie życie w innych realiach, gdzie być może są doceniani, czego nie odczuli w miejscu urodzenia i wychowania. Kwestia dyrektorów, prezesów itd. została doraźnie „załatana”. Co jednak z Radą Miejską, która jest organem nadzorczym nad wspomnianymi wyżej głowami? Również będziemy szukać po za granicami naszej gminy i meldować przed wyborami? Przykra konstatacja, która nie daje dużych nadziei na przyszłość.

Marcin Burski

Redaktor Wieści Gminnych Jaworzyna Śląska

Dodaj komentarz